I oto kolejne problemy wynikające z wpisu do rejestru zabytków. Tym razem chodzi o drewniany dwór w Koźniewie Wielkim w gminie Sońsk, powiat ciechanowski, woj. mazowieckie. To ciekawy i godny uwagi budynek, ale jego historia współczesna (podobnie jak wielu innych dworów w Polsce) jest mało optymistyczna. Dwór modrzewiowy pochodzi z drugiej połowy XVIII w. Pod koniec XIX w. kupił go warszawski przedsiębiorca Dawid Buchwajc. Ten na przełomie wieków dokonał istotnych korekt w architekturze dworu. To co najbardziej rzuca się w oczy, są dwie wystawki (facjaty) z oknami z bogatą dekoracją snycerską obramień, nawiązującą do dekoracji synagogalnej. W 1980 r. dwór wraz z otoczeniem ówczesny wojewódzki konserwator zabytków w Ciechanowie wpisał do rejestru zabytków. Wpis jest nieco zaskakujący. Przede wszystkim zwraca się w nim uwagę na „styl nawiązujący do wystroju bożnic żydowskich”. Na dobrą sprawę stwierdzenie to nie mówi nic konkretnego. Nie wiadomo co autor miał na myśli? Czy cały dwór to jedna duża „bożnica żydowska”, czy tylko jakieś jej elementy? Pytań można stawiać więcej, także o kompetencje dokonującego wpis. Rażące jest bowiem określenie „bożnica żydowska”. Gdyby wpis miał miejsce w XIX w., to można byłoby uznać je za poprawne. Wtedy jeszcze zdarzało się, że każdy obiekt sakralny, niezależnie od wyznania, nazywano bóżnicą lub bożnicą. Ale w ostatniej ćwierci XX w. już fachowe terminy były ujednolicone. Tym bardziej urzędnik służby konserwatorskiej powinien wykazać się wiedzą, kompetencją i precyzją. We wpisie znalazły się również „towarzyszące obiektowi relikty parku krajobrazowego z I poł. XIX w. ze śladami (sic!) d. kompozycji zieleni i okazami starodrzewu”. Relikty, to również sformułowanie nieco zastanawiające i jeszcze te ślady. Wszystko razem sprawia wrażenie jakiegoś chaosu. Jakby wpis zrobiono na szybko, niczym uczeń odrabiający pracę domowa na kolanie, na przerwie międzylekcyjnej. Całość wpisanego terenu znajdowała się na dwóch działkach, o numerach 82/1 i 82/2. Wpis miał oznaczać ochronę i prawdopodobnie odpowiednie remonty i konserwację. Ale jak to bywa w realu, po kilku latach teren zastał na nowo rozparcelowany. Powstały nowe mniejsze działki, a te sprzedane prywatnym właścicielom. Jedynie działka z dworem pozostała własnością gminy. Można powiedzieć, że jak ktoś kupuje działkę wpisaną do rejestru zabytków, to wie co go czeka. Niektórzy mało się tym przejęli i na przykład „wykosili” owe „ślady d. kompozycji zieleni wraz ze starodrzewem”. Inni zaś, którzy szanują prawo, mają kłopoty i problemy z gospodarowaniem na swoim terenie. Każdy bowiem przejaw działalności musi uzyskać zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków. I znów następuje zderzenie. Ciekawe jest to, że działki ujęte we wpisie z 1980 r. nie istnieją. Nie tylko zmieniła się numeracja, ale i ich powierzchnia i (najpewniej) zagospodarowanie. Wydaje się, że i nowi prywatni właściciele i samorząd gminny mają problem z tym zabytkiem. A ileż jest w Polsce analogicznych przypadków? Naprawdę ochrona dziedzictwa kulturowego musi być wreszcie prowadzona racjonalnie, a nie emocjonalnie!
Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy potrzebują pomocy przy wniosku o skreślenie lub wpisanie do rejestru zabytków.